Północna Japonia: Port City of Otaru
Z Hokkaido odlecieliśmy wieczornym lotem, dlatego mieliśmy do dyspozycji kolejny cały dzień. Wreszcie chcieliśmy wybrać się na spacer nad morze, a nasz wybór padł na portowe miasto Otaru. Z Sapporo to tylko godzina pociągiem i jest to dość popularne miejsce turystyczne. Miasto słynie z kanałów i starych budynków - dawnych magazynów i budynków biurowych firm rybackich i handlowych, wizualnie oddających ducha tamtej epoki. W mojej pamięci Otaru pozostał jakby „miastem podobnym do obrazów Miyazaki”. Z jakiegoś powodu to właśnie tam doświadczyłem największego rezonansu z pracą animatora.
Po wymeldowaniu wcześnie rano z hotelu w Sapporo poszliśmy na dworzec kolejowy, rzucając pożegnalne spojrzenie na drogę do starego ratusza z czerwonej cegły. Ten budynek jest niewątpliwie jednym z symboli miasta - nic dziwnego, że wokół gromadziły się tłumy turystów.
W końcu znaleźliśmy momiji z czerwonego klonu.
Na stacji w Otaru zostawiliśmy bagaż w przechowalni bagażu i poszliśmy lekko na spacer. Świeciło słońce i wydawało się, że dzień zapowiada się piękny. Poszliśmy do kawiarni na lody i, wychodząc tam, nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom: wszystko było zaciśnięte szarymi chmurami i dosłownie minutę później zaczęło mocno padać. Musiałem biec do najbliższej kombinacji i kupować parasole.
Deszcz przetoczył się po ścianie i zatrzymał. Poszliśmy na spacer do portu.
W porcie znajdowało się wiele statków transportowych i rybackich, zarówno dużych, jak i małych.
Wydaje się, że zmienna pogoda odstraszyła turystów z tego miejsca i być może byliśmy jedynymi, którzy byli zainteresowani spojrzeniem na morze, statki i magazyny.
Po krótkiej przerwie deszcz znów zaczął padać i poszliśmy do sklepu turystycznego, aby poczekać. Tak się złożyło, że pominęliśmy lunch, a większość restauracji otworzyła się ponownie o 17:00. Musiałem czekać Kiedy przestało padać, postanowiliśmy wybrać się na spacer wzdłuż kanału. W jednym miejscu zwróciliśmy uwagę na starszego Japończyka, który karmił grubego mewę frytkami. Zrobił to tak entuzjastycznie i emocjonalnie! Widząc nas, starzec uśmiechnął się szeroko i podał nam otwartą paczkę chipsów. Wahaliśmy się: „Czy traktuje nas frytkami czy oferuje im karmienie mewy?” Zauważywszy nasze zakłopotanie, gestem wskazał, co zrobić: weź chipset i rozciągnij mewę na wyciągniętym ramieniu. Podążaliśmy za jego przykładem, co sprawiło mu prawdziwą rozkosz. Mewa zdawała się obchodzić.
Jesień w mieście. Jak kocham takie ściany pokryte bluszczem!
W końcu otworzono restauracje. Wybraliśmy Otaru Unga Shokudo, który znajduje się w odrestaurowanym i odnowionym magazynie.
Zamówiliśmy część pięknego sushi chirashi. Ja wcześniej, raczej sceptycznie odnosząc się do jeżowca (na zdjęciu obok kawioru i krewetek jest pomarańczowy guzek), gwałtownie zmieniłem swoje podejście do niego. Mimo to jest specjalnością w Hokkaido.
Po tym nasza krótka znajomość z Otaru dobiegła końca, ponieważ nadszedł czas, aby pojechać na lotnisko, aby na kilka miesięcy wrócić do naszego ukochanego Tokio.