Kioto: Underworld of Fined Bikes

Podczas ostatniej podróży do Japonii przytrafiła mi się niezwykła historia. I to było w moim ukochanym Kioto. Okazało się, że był to cudowny ciepły dzień, a ja i moi przyjaciele postanowiliśmy wypożyczyć rowery, aby jeździć po różnych częściach miasta. W takich przypadkach zwykle mówi się, że nic nie zwiastowało problemów. I naprawdę, spójrz: jakie problemy mogą się zdarzyć w tym ładnym mieście?

Patrząc w przyszłość, powiem, że wszystko skończyło się w najlepszy możliwy sposób (zobaczycie!), Ale my oczywiście bardzo źle pobiliśmy nasze nerwy.

Wypożyczalnia rowerów w Kioto jest łatwa. Oprócz tego, że są one oferowane przez wiele hoteli, całkiem sporo wypożyczalni rowerów jest również rozproszonych w obszarach turystycznych. Ta przyjemność jest warta 1000 jenów dziennie (jest to około 9 USD według obecnego kursu). Jest jeden haczyk: wszystkie wymagają zwrotu rowerów nie później niż o szóstej wieczorem.

„Z pewnością nie możesz już jeździć?” zapytaliśmy. Odpowiedzieliśmy uprzejmie, ale stanowczo, że to zdecydowanie niemożliwe. O szóstej rowery muszą zostać zwrócone. Zgodziliśmy się Jako gwarancję pozostawiono prawo jazdy.

Tak więc, zabierając nasze motocykle, wyruszyliśmy w podróż po Kioto. Odwiedziliśmy kilka kościołów, przejechaliśmy ładne miejsca do spania i rzeczywiście cieszyliśmy się przyjemnym majowym dniem.

W rezultacie udaliśmy się na nabrzeże rzeki Kamo, która przepływa przez miasto z północy na południe. Powiedziałem już, że uważam ten nabrzeże za najlepszy na świecie.

Po południu trochę się zmęczyliśmy pedałowaniem i postanowiliśmy odpocząć na rzece. Jest miejsce, w którym rzeka Takano wpada do Kamo, a na strzale jest wspaniałe miejsce, w którym można po prostu usiąść i popatrzeć na ludzi. Zaparkowaliśmy rowery obok garstki już stojących, zamknęliśmy je symbolicznymi zamkami i poszliśmy usiąść nad wodą.

Tam, w górę rzeki, blokują skomplikowane tamy, tworząc interesujące bystrza. Nieźle

Woda tutaj jest płytka, do kolan. W upalny dzień chcę po prostu dostać się do rzeki, żeby się ochłodzić.

Siedzieliśmy tam przez kilka godzin, obserwując lokalne postacie. Oglądanie ze strony Japończyków to przyjemność.

Około pięciu zaczęło się gromadzić. Godzinę później obiecali wypożyczyć rowery, pojechać tam na około dwadzieścia minut, ale byliśmy już trochę głodni i zdecydowaliśmy się wrócić wcześniej. Przychodzimy do nich ... Ale nie są.

To jak to jest? Inne rowery stoją, ale nasze nie są widoczne. Zaparkowaliśmy je obok siebie i wyróżniliśmy identycznymi niebieskimi zamkami. Z początku myśleli, że właśnie znaleźli się w niewłaściwym miejscu, rozejrzeli się wokół - nie, wszystko wydaje się być w porządku. Miejsce jest właściwe, ale nasze rowery nie. Czy zostały skradzione? Ale to absurdalne. Japonia to bezpieczny kraj. Nikt nie kradnie tutaj rowerów, to nie jest Nowy Jork. Niemniej jednak nasze gdzieś poszły.

Po kilku minutach oszołomionych poszukiwań zauważyłem na asfalcie naklejkę z dzisiejszym odręcznym numerem:

„Rowery i motorowery pozostawione na chodniku i zakłócające przejście zostaną ewakuowane na parking w pobliżu stacji Kokusaykaykan.”

Łał Czy nasze rowery zostały skonfiskowane, gdy siedzieliśmy nad rzeką? Ale dlaczego inni stoją w tym samym miejscu? Naprawdę wziął tylko nasz? A jeśli wziąłeś to, to jak długo? Czy można je już odebrać, czy nadal je tam zabierają? A poza tym, dokąd to zmierza? Wprowadzam nazwę stacji do Google Maps i dostaję punkt gdzieś daleko na północy miasta, gdzie nigdy nie byłem.

Godzinny spacer pieszo, a metro nie jest dużo szybsze, ponieważ musisz także dojść do tej linii. Jednocześnie obiecaliśmy wypożyczyć rowery nie później niż sześć - to już czterdzieści pięć minut później. W każdym razie nie jest jasne, czy mają tam nasze rowery! Nagle zostały naprawdę skradzione?

Ponieważ nie mieliśmy innych opcji, postanowiliśmy udać się na ten wspaniały parking dla taksówek. Jest też szkoda: piątka z nas, żaden japoński kierowca nie weźmie. I wszyscy muszą iść, bo jest pięć rowerów. Musimy wziąć dwa samochody.

Po drodze korki. Jedziemy za dziesięć, piętnaście. Jednocześnie rozumiemy, że nawet jeśli uwolnimy nasze motocykle, będziemy musieli pedałować w tę iz powrotem! Próbuję zadzwonić do biura wynajmu, powiedzieć, że do szóstej nadal nie zdążymy. Ale tam, na szczęście, nikt nie mówi po angielsku. Dziwne, bo powiedzieli rano!

Dojeżdżamy do tej stacji Kokusaykaykan (spróbuj wymówić szybko!) Nie jest od razu jasne, dokąd iść. Widzę dziewczynę z rowerem wychodzącą z metra. Pokazał jej zdjęcie naklejki na pięknym parkingu. „Gdzie to jest?” - pytam. Wskazuje wejście do metra, z którego właśnie wyszła.

„Nie, nie potrzebuję metra, ale parking dla rowerów”.

„Więc jest”, mówi dziewczynka, rumieniąc się lekko. Rozumiem więc, że ona również bierze swój rower z tych lawet.

I rzeczywiście, przy wejściu wisi napis: „Magazyn rowerów i motocykli”.

Schodzimy do tego lochu ...

I naprawdę jest magazyn rowerów. Tak co! Dwupiętrowe stojaki idą w dal, ich koniec nie jest widoczny. A jeśli górny poziom jest prawie pusty, wówczas dolne rowery są pełne.

Od razu przypomniały mi się ostatnie klatki filmu o Indianie Jonesie „W poszukiwaniu zaginionej arki”, w których skarb, którego poszukiwali bohaterowie w całym filmie, umieszcza się w pudełku i pozostawia w niekończącym się magazynie.

Tutaj mamy do czynienia z podobną skalą. To było coś w rodzaju podziemnego królestwa grzywny na rowerach. Przeraża nas myślenie o tym, jak jesteśmy tutaj, aby szukać naszych, co widzieliśmy tylko przez dwie lub trzy godziny i rozpoznawaliśmy tylko po tym, jak ułożyli się w identyczne zamki.

Abyś mógł zrozumieć pełny zakres tego pięknego skarbca, oto jego plan. Każdy prostokąt to z łatwością około 50 rowerów!

Dwóch bardzo uroczych japońskich dziadków pracuje dla tego ogromnego lochu, którzy (oczywiście!) Nie znają słowa po angielsku. Zapytali nas gestem, gdzie zostawiliśmy rowery, a ja pokazałem im na mapie miejsce, w którym połączyły się dwie rzeki. Dziadkowie ze zrozumieniem skinęli głowami i podali nam formularze, które należało wypełnić. Wszystkie pola zostały podpisane w języku japońskim, ale dziadkowie mieli jedną kopię kartki papieru, która wyjaśniła po angielsku, którą kolumnę należy napisać.

I tu mamy szczęście. Tuż za nami do tego lochu przyszedł młody Japończyk, który mówił dobrze po angielsku. Zaprosił nas do pomocy na czacie z tymi dziadkami. Co więcej, jego rower został ewakuowany z tego samego miejsca co nasz.

Po jego interwencji dziadkowie natychmiast zaprowadzili nas do miejsca, w którym właśnie stały rowery, i tam w końcu zobaczyliśmy nasze zagubione gromady. Trudno opisać radość, jakiej doświadczyliśmy, gdy zobaczyliśmy znajome niebieskie zamki.

Pozostała drobna formalność opłacania kosztów ewakuacji. Dziadkowie popchnęli nas do takiego automatu. Z 64 możliwych przycisków działał tylko jeden ...

„Opłata za obsługę roweru” kosztuje 2300 jenów, czyli około 21 USD. Niestety każdy z nas musiał zapłacić tylko gotówką.

Po zapłaceniu tej grzywny samochód wystawił nam paragon. Pokazując jej dziadków, udało nam się zdobyć przepustkę papierową.

Do przepustki należy nakarmić specjalną maszynę, która stała przy wyjściu z lochu.

A potem otworzył mechaniczną bramę do wolności.

Była dopiero szósta, a my mieliśmy około godziny, aby dotrzeć do miejsca, w którym motocykle powinny zostać zwrócone. Na szczęście w tym momencie nasz nowy japoński przyjaciel pojawił się z ziemi. Nazywał się Osama i zgodził się zadzwonić do wypożyczalni rowerów, aby ostrzec ich, że się spóźnimy.
„W porządku”, powiedział. „Wyjaśniłem im sytuację. Będą na ciebie czekać do ósmej, a nawet nie wezmą za to dodatkowych pieniędzy. Myślę, że byli bardzo zadowoleni, że sami nie musieli jeździć po te rowery „

Później dowiedzieliśmy się, że sam Osamu pracuje w wypożyczalni rowerów i przybyliśmy na parking, aby odebrać jeden z nieprawidłowo zaparkowanych rowerów.

Po drodze zobaczyliśmy wiele nowych obszarów, wszystkie były bardzo zielone. Trudno uwierzyć, że mieszkasz w mieście o populacji przekraczającej milion.

Władze nadal ulepszają nasyp dalej na północ od centrum, budując nowe mosty przez rzekę, łącząc brzegi.

W pewnym momencie Osama dogonił nas, którym udało się zmienić rower swojej firmy na elektryczny. Zaproponował, że zabierze nas do wypożyczalni rowerów, aby pomóc rozwiązać ewentualne problemy.

Ale nie było problemów. Właściciele wypożyczalni rowerów byli bardzo zadowoleni z naszego spotkania i podziękowali nam za samodzielne rozwiązanie całej sytuacji i spóźnienie tylko o godzinę.

Obejrzyj wideo: KANTO, ENTRE FICTION ET RÉALITÉ Lavanville à Parmanie (Może 2024).

Zostaw Swój Komentarz