Niedźwiedź dziadek

Tam, gdzie las zbliżał się do wioski, młody człowiek szedł ścieżką, ubrany w kamuflaż i brodzące buty. Ręce w rękawiczkach, tylko nos i krótka broda wystawały spod ściąganego kaptura. Na drewnianym jarzmie niósł dwa duże wiadra. Podążyłem za nim, starając się nie hałasować i wiedząc, że pomimo wszystkich sztuczek, już wiedzieli o naszej wizycie. Ale oto furtka z siatki. Brodaty mężczyzna ją otworzył i gestem, nie wydając żadnego dźwięku, pokazał - stań tutaj i popatrz.

Biorąc jedno wiadro, wszedł do środka, rozległo się dudnienie i zobaczyłem, jak głodne niedźwiedzie patrzą na niego ze wszystkich stron. Wasilij - tak nazywał się młody człowiek - cicho szedł między zwierzętami, zrzucając przed sobą porcję owsianki i karmy dla psów. Nagle jeden z nich zmartwił się, podniósł na tylne nogi - poczuł zapach nowego mężczyzny. Wstał, pomyślał i wrócił do karmienia.

Dojazd do wioski Bubonitsy nie jest łatwy. Teraz jest to niedźwiedzi zakątek pod każdym względem - na obrzeżach regionu Tweru, na końcu ślepego zaułka pokrytego dziurami. Jednak lokalni mieszkańcy nie uważają się za prowincji. Dla geografów ciekawy jest przełom Wielkiego Valdai, skąd Wołga płynie na wschód, Dniepr na południu, Zachodnia Dvina na zachodzie i Lovat na północy, a także skrzyżowanie starożytnych szlaków handlowych dla historyków. Czy można się dziwić, że w tych częściach świata przybyło miejsce prawdziwej pielgrzymki zoologów, skąd przybywają z całego świata, aby wymienić się wiedzą i spojrzeć na zaginioną w lesie szkołę z niedźwiedziami?

Trzydzieści lat temu wieś umierała - mieszkały w niej tylko dwie starsze osoby. Teraz jest tuzin silnych domów, szeroko rozrzuconych na piaszczystych wzgórzach. Cud ten nastąpił dzięki biologowi Valentinowi Pazhetnovowi, którego mieszkańcy z szacunkiem nazywali Dziadkiem. Szedłem krętą drogą, próbując znaleźć jego dom na specjalny znak - na nim miała wisieć rosyjska flaga. Dziadek podniósł sztandar swojego kraju z dachu od czasów radzieckich. Dla wielu wydawało się to dziwne. Przybyli nawet z komitetu miejskiego, proszeni o start - mówią, że flaga została umieszczona tylko w radzie wioski, w skrajnych przypadkach - na wakacjach. Do którego Dziadek niewinnie zapytał, czy istnieje prawo zabraniające wieszania sowieckich flag. Nieproszony gość wzruszył ramionami i zostawił upartego zoologa bez niczego.

Znalazłem flagę na pierwszym domu. Wszedłem do bramy i zapytałem zarośniętych wieśniaków przy barach przy drewnianym stole, jak znaleźć Dziadka. Nieoczekiwanie odpowiedzieli po angielsku. Okazało się, że Dziadek mieszka wyżej, rosyjską flagę można teraz znaleźć na prawie każdej chacie, a zabawni kolektywni farmerzy to obcokrajowcy, którzy przybyli tutaj, aby spędzić wakacje w rosyjskiej prowincji. Gdzie w Europie Zachodniej znajdziesz taki las!

Ale tutaj jest dom na samym szczycie wzgórza. Przy wejściu - kute niedźwiedzie, na korytarzu - cały zestaw bibelotów - prezenty z różnych krajów. Sam właściciel domu jest podobny do końskiej stopy: silnymi dłońmi nieletnimi, opaloną pomarszczoną twarzą i lekko skośnymi, żywymi oczami. Nie dawaj ani nie bierz leśniczego ze starych opowieści.

Niemal wszystkie odrodzone opowieści o rosyjskich wioskach, które słyszałem, zostały napisane przez nowo przybyłą parę, zwykle od mieszkańców miasteczka. Pełen energii opuścili miasto ze względu na wiejską pustynię i przekształcili wszystko wokół, tchnąc nowe, piekące życie w rozpadające się zniszczone domy. Bubonicze nie były wyjątkiem. Ale ścieżka, która zaprowadziła tu Walentina i jego żonę Swietłanę, nie była ani krótka, ani prosta.

Kiedy mówimy o twórcy szkoły z internatem dla sierot, wyobraźnia żywo rysuje coś w rodzaju doktora Aibolita, który nie dotknie palca komara. I rzeczywiście, nawet teraz, kiedy centrum ratowania niedźwiedzi od dawna jest zarządzane przez jego syna Siergieja, Valentina i jego żonę, karmi młode młode przez całą noc - wyczerpująca praca, która może przynieść radość tylko temu, który naprawdę kocha zwierzęta. Trudno sobie wyobrazić, by ten człowiek, który uratował setki niedźwiedzi, uwielbia ziemniaki w tłuszczu niedźwiedzia, zamiast chleba jadł głuszca i przyniósł żonie smażone wiewiórcze głowy, które na Syberii uważano za specjalną ucztę.

„Poluję od dzieciństwa i nadal go szanuję” - mówi, traktując mnie jako twarożek. „Ale tylko jeśli nie jest dla zabawy.” Ci, którzy strzelają z wieży na trzysta metrów w stronę bestii, nie podejrzewając niebezpieczeństwa, niech lepiej strzelać do deski rozdzielczej. Powinna istnieć konfrontacja twoich umiejętności i wiedzy z umiejętnościami bestii. Miał więc szansę uciec. To bardzo trudna praca i wcale nie romans, jak kiedyś myślałem. Trzeba było wyżywić siebie i jego rodzinę, aby zdobyć zwierzęta, za które płacono: sobolę, wiewiórkę, kolumnę ... Ale poszedłem do niedźwiedzia, ponieważ rodzina potrzebowała smalcu i mięsa. Szedł i wydobywał.

Przez wiele lat wędrował po tajdze, często znajdując się blisko śmierci. Nauczył się zbliżać do najbardziej tajemniczych mieszkańców lasu, tropił najlepszych czworonożnych myśliwych, tropił naturalnych tropicieli, których nos i uszy są znacznie doskonalsze niż ludzkie. Czasami od dawna trwały zawody, jak długotrwały pojedynek z doświadczonym niedźwiedziem Vorchunem, „w którym rabunek przeplatano z mądrością obliczeniową”. Po cierpieniu kłusowników Grumble zaczął mścić się na ludziach - przestraszonych zbieraczach grzybów, napadniętych na wieś i niemal mistycznym szczęściem uciekł przed ścigającymi go myśliwymi. W końcu stara kulawa bestia pozostała niepokonana. Do tej pory Dziadek pamięta swojego przeciwnika z wielkim szacunkiem. Aby przetrwać w tym trudnym świecie i wyżywić swoją rodzinę, Valentine musiał zrozumieć zwierzęta w sposób, którego zoologowie gabinetowi nie mogli sobie wyobrazić, żyć wśród niedźwiedzi i nauczyć się myśleć tak jak oni. Polując na drapieżnika, podszedł do niego jak nikt inny. Spełniło się dziecięce marzenie, a nagroda za pracę była wspaniała. Wspomnienia dziadka o tym, jak po raz pierwszy wkradł się na pole owsa i czaił się między karmiącymi niedźwiedziem, oddychając radością i wysoką poezją:

„W tym księżycowym świecie z bestią, która nie podejrzewała, że ​​w pobliżu czai się dziwne stworzenie, nie należące do ich plemienia, nagle poczułem, że zyskuję niewidzialne, ale namacalne połączenie ze zwierzętami, nasycone ich pragnieniem zdobycia wystarczającej ilości, uzyskania siły, prostego życia , genialne życie, pozostawiając za sobą te same proste, czyste, naiwne stworzenia, aby kontynuować rodzaj na ziemi ”.

W 1974 r. Były myśliwy i myśliwy, który do tego czasu opanował kilkadziesiąt zawodów, rozpoczął główną działalność swojego życia - naukowe badania niedźwiedzi. Aby to zrobić, konieczne było spełnienie warunku: wypracowanie dyrektora rezerwy na trzy lata. Czas ledwie upłynął, kiedy Valentin zrezygnował ze swoich władczych mocy i poszedł do lasu na tydzień, jakby oczyszczając się przed nowym życiem.

Postanowiono zabrać pierwsze młode do eksperymentu z jaskini i prawie kosztowało to Valentina jego życie - rozwścieczony niedźwiedź wyskoczył na spotkanie z nim i dopiero w ostatniej chwili przeraził go krzyk i ciosy topora, które doświadczony myśliwy uderzył z całej siły w drewno. Wziął młode i karmił je do późnej jesieni, mieszkając w namiocie obok adoptowanych zwierząt. Młode posłusznie pobiegły za dwunożną „matką”, a kiedy zaczęło robić się zimno, nawet próbowały się do niej przyczepić pod beczką. Musiałem biczować je gałązkami na ciekawskich nosach, ponieważ uzależnienie bestii od człowieka, usunięcie wrodzonego strachu przed nim skazują zwierzaka na pewną śmierć. Nikt nie stanie na ceremonii ze stopą, która przyjedzie do wioski, aby bawić się z ludźmi. Na szczęście tuż przed zimą młode pozostawione bez ciepłego namiotu same zaczęły kopać legowiska, równie zręcznie, jakby robiły to już tyle razy. Stało się jasne, że uczniowie mogli samodzielnie przetrwać na wolności.

Od tego czasu biologowie wychowali około dwustu sierot. Zabierają ich do „szkoły z internatem” Bubonickiego z całej Rosji. Gdzieś kłusownicy zabiją niedźwiedzia, ale ręka nie podniesie się na młode, gdzieś nieostrożny narciarz zakłóci owłosioną matkę w jaskini. Raz uciekła, nigdy nie wróci, a jeśli młode nie zostaną zabrane, po prostu zamarzną. Faktem jest, że niedźwiedź w legowisku jest bardzo dogodną zdobyczą; człowiek ścigał go od stuleci. „Odważni ludzie” powracający do zimowego domu często wpadali w zasadzkę, więc geny były przekazywane głównie potomstwu przez „tchórzy”, którzy opuścili schronienie i śpiące w nim dzieci.

Nowonarodzone młode pojawiające się na początku stycznia są delikatnymi grudkami z zamkniętymi uszami i oczami, tak małymi, że w średniowieczu ludzie myśleli, że niedźwiedź rodzi bezkształtne kawałki mięsa i dopiero wtedy, lizanie, powoli nadaje im kształt zwierząt. Niemożliwe jest przekształcenie ich w pełnoprawnych właścicieli lasów. Tymczasem nawet przedwczesny miś ze szkarłatnymi łysymi plamami zamiast skóry, który ważył tylko 356 gramów, zdołał wydostać się z Centrum Ratowania Niedźwiedzi.

Początkowo młode zwierzęta są trzymane w ciepłym pomieszczeniu w pobliżu pieca, który zastępuje bok matki-niedźwiedzia. Pracownicy zmieniają dla nich pieluchy, masują brzuszki, sadzą je na doniczce, aw pierwszych dziesięciu dniach życia karmią je co dwie godziny, dzień i noc, wlewając pięć mililitrów mleka do maleńkich ust. „Jak tylko wrócisz do domu, musisz wrócić”, uśmiecha się Svetlana.

Mały miś to chodząca pluszowa zabawka. Warto zobaczyć, jak młode zwierzęta, piszczące, ssają się nawzajem, a nawet z wściekłymi cynikami wyciągają ręce, by pogłaskać brązową wełnę. Ale nie możesz. Nawet mówienie w obecności zwierząt jest zabronione, a jeśli zostaniesz rodziną na wiele miesięcy czujności - dosłownie w znaczeniu tego słowa - troskliwy szczeniak do ciebie sięgnie, musisz bezwzględnie go ukarać. Obrażaj, a tym samym oszczędzaj. Oczywiście i tak dochodzi do niewypałów. Zdarza się, że młode wychodzące niedźwiedzie idą do wioski. Następnie zostają zabrani z powrotem do „szkoły z internatem” i opiekują się nimi aż do ich hibernacji. W legowisku bestia szaleje, a wiosną na czele ucieka przed wybawcami i innymi ludźmi.

Te eksperymenty nie są zwykłą działalnością charytatywną, ale poważną pracą naukową, która już przyniosła znaczące wyniki. Szesnastu „absolwentów” końsko-szpotawych ponownie osiedliło się w pustym rezerwacie Puszczy Briańskiej. Teraz jest w nim ponad pięćdziesiąt niedźwiedzi. W odległych miejscach Tweru w Indiach i Korei Południowej odbywają się międzynarodowe konferencje na temat metodologii Pazhetnova. Ale największą radością dla przybranych rodziców jest to, że widzą byłych uczniów już z własnymi młodymi. A to oznacza, że ​​nie tylko uparty, ale ich życie ma sens.

A jednak nie mogę się powstrzymać od zadania byłemu myśliwemu pytania:

- Nie masz nic przeciwko, kiedy dostaniesz swoje niedźwiedzie?

Dziadek patrzy na mnie zdziwiony:

- Jak to szkoda, gdy żyją normalnym życiem niedźwiedzia? Polowanie utrzymuje bestię w pewnej odległości od ludzi. Po prostu nie ma innego mechanizmu. Oczywiście powinni to zrobić specjaliści. Na przykład w Tanzanii pracują ze słoniami - dzielą kraj na pół: w jednej połowie polują, aw drugiej pokazują turystom zwierzęta. W przeciwnym razie pożrą wszystko i sprawa się rozpocznie. Następnie są zamieniane.
Kiedy myśliwi zdobywają naszego niedźwiedzia, wierzą, że zrobili coś złego, ale nie wstydź się. To ta sama informacja. Ostatni mężczyzna z regionu Nowogrodu miał prawie siedem lat i znalazł go zaledwie sześć kilometrów od miejsca uwolnienia. Najdalszym wyjściem był wóz w okresie kolein - dwieście kilometrów w linii prostej. Nie ma już litych lasów, jak tutaj, ale zmieszanych z polem. Myśliwy z lornetką zobaczył znak i zawołał nas. Potem pobiegła tu z powrotem. Strona główna

Teraz Wasilij, wnuk Dziadka, niesie pożywienie dla młodych. Wnuki dorastają. Zapomniana wieś ożyła, zamieniła się w prawdziwe gniazdo rodzinne rodziny Pazhetnov. Na początku lat dziewięćdziesiątych czasami trzeba było karmić sieroty dla własnych oszczędności, teraz pod patriotyczną rosyjską flagą godło IFAW - Międzynarodowego Funduszu na rzecz Zwierząt, który finansuje wejście niedźwiedzia na pokład - pyszni się. A w wolnym czasie Dziadek pisze wspomnienia i opowieści dla licznych potomków, do tego stopnia, że ​​szkice z życia łosi i dzików czyta się bez problemu, jak dobrzy detektywi.

„Moja babcia i ja jesteśmy bardzo Rosjanami” - mówi z dumą. - Dla nas nie ma nic lepszego niż nasze miejsce. Pewien dziennikarz napisał, że w naszej wiosce śmierdzi obornikiem. I bardzo mi przykro, że takie wioski nie zostały zachowane w wielu miejscach. Żyj, nie sterylnie.

Na te słowa Dziadek powoli, jakby z trudem, uśmiechnął się, a szorstka twarz leśniczego nagle zmieniła się, jakby promień słońca przeszył gałęzie gęstego lasu. I zdałem sobie sprawę, że ten człowiek, który umie cenić życie z całym jego plugastwem i tragediami, na swoich podróżach nauczył się najważniejszej rzeczy - czystej miłości, gdy ze względu na szczęście stworzeń, na których ci zależy, musisz porzucić wszelkie zewnętrzne przejawy przywiązania, pozwolić im odejść z czasem, a jeśli to konieczne, spokojnie zaakceptuj nawet ich śmierć, wiedząc, że to także cena wolności, którą im dałeś. Najważniejsze, że ich leśne życie, choć przelotne, było prawdziwe.

Obejrzyj wideo: 12 Świątecznych Opowieści Niedźwiedzia #6 Dziadek (Może 2024).

Zostaw Swój Komentarz