Rejs za 7 rubli - rzeczywistość w Indiach

Przyjaciele, co robicie, gdy w każdym mieście jest jeszcze dużo czasu na podróż pociągiem, a główny program został już ukończony i obejrzał wszystko, co zostało zaplanowane? To właśnie taki temat narodził się w indyjskim mieście Alleppey po tym, jak już zjechaliśmy łodzią mieszkalną i ponownie postawiliśmy nogi na brzegu tej indyjskiej Wenecji. Wybrać się na spacer Tak, oczywiście! Ale wskazane jest, aby nie wydawać dużo pieniędzy. A w Alleppey jest wielu turystów, więc mądrzy Indianie wcale nie mają ochoty oderwać od nich więcej rupii (nas).

Wróciliśmy do centrum i zaczęliśmy szukać miejsc do cumowania łodzi państwowych - czy pamiętasz, że komunizm jest w Kerali?

A w dziedzinie transportu rzecznego miało to miejsce praktycznie. Z małej stacji rzecznej autobusy wodne odjeżdżają za jedyne 7 rupii! Cóż za kontrast z drogą łodzią mieszkalną, w której za jedną noc zapłaciliśmy 10 tysięcy!

Te tramwaje są bardzo proste, bez dodatków, o następujących kwestiach:

Nie mieliśmy pojęcia, do której łodzi wsiadamy i do której załadowało nas kolejnych 100 Indian - gospodynie domowe z zakupami, babcie w sari, uczniowie z plecakami i mężczyźni w spódnicach.

Wiedzieli tylko, że to podmiejskie, ponieważ w pobliżu było jeszcze dalekie - do sąsiedniego miasta. Zupełnie jak vaporetto w Wenecji!

Marynarze szybko zacumowali i popłynęliśmy. Po drodze regularnie zbliżali się do przystanków autobusowych, bardzo podobnych do przystanków autobusowych - z małym pomostem i małym baldachimem. Jednocześnie cumowanie i zejście odbyło się bardzo szybko, dosłownie w kilka sekund, bez żadnych przejść - ludzie po prostu wskakiwali na miejsca postoju.

W końcu, kiedy przepłynęliśmy już kilka kanałów i jezior, konduktor, który sprzedał bilety, machnął ręką, że nadszedł czas, abyśmy wyszli. Dlaczego tak jest, trudno powiedzieć, ale się nie sprzeczaliśmy. Byli w środku małej, niczym niezwykłej, ale całkowicie indiańskiej wioski Kerala.

Na przystani łódek rzecznych na brzegu kanału była szkoła.

Było około 12 w południe i nikt nie biegł dookoła - dzieci pilnie siedziały przy biurkach i studiowały. Poszliśmy na jedną z klas, przywitaliśmy się. Młody nauczyciel prowadził lekcję w pierwszej klasie. Ci faceci, podobnie jak pierwsi równiarki, mają 6-7 lat.

Uczniowie szkół średnich studiowali w sąsiednim budynku.

Ruszyliśmy dalej. Tym razem natknęliśmy się na mały sklep.

A potem ... restauracja!

Tak, to było bardzo proste, z dań tam podawali standardowy indyjski lunch, a z napojów - Coca-Coli i mleka kokosowego bezpośrednio z kokosów.

I tak dostają to właśnie z palmy.

Niemniej jednak, dla porównania, w zwykłych rosyjskich wioskach często można znaleźć restauracje? Co więcej, za kilkaset metrów natrafiliśmy na trzy lub cztery kolejne kawiarnie i jeszcze kilka straganów z jedzeniem! Oznacza to, że miejscowi, jak się okazuje, są wystarczająco bogaci, aby zjeść przekąskę przed domem.

A w wielu kawiarniach, jak się okazało, żyją oswojone ptaki - indyjskie orły! Oto oni.

W końcu opuściliśmy główny kanał, gdzie węszyły autobusy wodne i imponujące łodzie mieszkalne, i znaleźliśmy się na brzegach małego kanału leżącego w cieniu wysokich palm rosnących gęsto wzdłuż brzegów. To było zwykłe wiejskie życie, po schodach weszło do wody w każdym domu, kobiety stały na wielu, myły ubrania, myły naczynia ... Dzieci bawiły się przy ścieżkach, koty chodziły. Było tu dużo kotów. :)

I wtedy usłyszeliśmy hałas pracującego silnika. Okazało się, że ten młyn działał, gdzie mąka była wytwarzana z ryżu!

Po powrocie z takiego mini rejsu postanowiliśmy odwiedzić lokalną plażę Alleppey. Dotarliśmy tam na tuk-tuk. Plaża nas uderzyła. Był ogromny, przestronny, pełen czystego żółtego piasku. Jednak tutaj ... nikt nie pływał! Tylko dwie lub trzy pary Indian wędrowały wzdłuż wybrzeża.

Po siedzeniu i zjedzeniu pysznych ananasów w lokalnej małej kawiarni, zdaliśmy sobie sprawę, że nadszedł czas, aby przejść dalej. Ale nie chcieliśmy czekać na pociąg do wieczora, tym bardziej, że znowu się spóźnił ... I poszliśmy na dworzec autobusowy, gdzie po około 15 minutach wsiedliśmy do autobusu z pomocą lokalnych mieszkańców. Stary Ashok Leyland, z którego tysiące biegną indyjskimi drogami. Zamiast szkła miał gumowe zasłony.

Poszedł do stolicy prowincji Trivandram. Ale jechaliśmy bardzo powoli i przez długi czas: 200 kilometrów przez prawie 6 godzin. To było okropne !!! To prawda, że ​​po drodze Anton monitorował pociągi i powiedział, że teraz pociąg do Kanyakumari jedzie z Trivandramu - dokładnie tam, gdzie potrzebowaliśmy. Pospieszyliśmy prosto na dworzec, to było po drugiej stronie ulicy od dworca autobusowego. Przy numerach pociągów, jak zwykle na indyjskich stacjach, był cały akapit, nie były one widoczne ani w samochodach, ani na tablicy wyników. Wreszcie, po dwukrotnym okrążeniu wszystkich platform z torbami w zębach i przesłuchaniu Indian, wskoczyliśmy do wagonu, gdy już się ruszał. Idziemy tą drogą? Ale pociąg, jakby czytając nasze wątpliwości, przejechał 50 metrów i zatrzymał się. A potem stał nieruchomo przez około 10 minut i ruszył ... w przeciwnym kierunku - niemniej jednak tam, gdzie potrzebowaliśmy.

To prawda, że ​​nie udało nam się wziąć biletów. Zahaczyłem o jakąś biedną indyjską rodzinę, prawie nie mówił po angielsku ... Mąż i żona, dwie małe córki, rodzice żony - wszyscy chodzili w eleganckich wakacyjnych ubraniach, czasem na weselu lub na weselu ... Bardzo przyjazna, mała dziewczynka w ogóle mnie zakochał się i nie wyszedł na minutę.

A teraz chwila prawdy, wysoki, poważny, jak nauczyciel w szkole, indyjski przewodnik, w okularach i niezbędnym wąsiu, wchodzi do powozu. Przygotowaliśmy się na showdown ... Dyrygent poprosił nas o bilety, ale zdając sobie sprawę, że biały Pan i Madame są tylko 2 godziny stąd, machnął ręką i powiedział:

- I nie ma problemu, jedź więc bez biletu!

Ogólnie przyjechaliśmy bez żadnych problemów. A potem wzięli rikszę i wreszcie o wpół do dziesiątej wieczorem zameldowali się w hotelu w Kanyakumari. Hotel był ładny, z przestronnymi, choć ciemnymi pokojami, a nawet basenem. To prawda, że ​​jego cena nie podobała się nam ponownie ...

Zostaw Swój Komentarz